niedziela, 10 czerwca 2012

Wyszukana w necie prawda:)


Zwyczajna mama...


"Zwyczajna mama" to mama zdrowego dziecka, która nie zdaje sobie sprawy,

jak wielkie ma szczęście.

A dlaczego? (...)

"Zwyczajna mama" czytając gazetę o maluchach wie,
czego można się spodziewać w danym okresie rozwojowym...
Mama chorego dziecka przestaje czytać gazety...
Musi być zawsze, by uczyć wielokrotnie od nowa umiejętności, które przychodzą zdrowym dzieciom z łatwością. Wymaga to wieloletniej pracy o efekcie niewiadomym...

Mama chorego dziecka musi się przewartościować, by zauważyć rzeczy ważne...
jej dziecko jest wiele lat niemowlęciem, czasami pozostaje nim na zawsze. Taka sytuacja wymaga od niej wiele cierpliwości, siły i odwagi, by zmagać się z codziennością
i by uczyć wiedząc, że i tak będzie upośledzone.
Przy narodzinach chorego dziecka nie ma radości, tylko strach, wyobcowanie i wielka niewiadoma. Poukładane życie w jednej chwili wali się w gruzach!
W tym trudnym momencie jest zazwyczaj sama, bo inni muszą się oswoić z szokiem.
A dziecko? Ono potrzebuje matki natychmiast!
"Zwyczajna mama" odczuwa radość, spełnienie i dumę po narodzinach zdrowego potomka.

Mama niepełnosprawnego dziecka musi uczyć się akceptacji, aby móc żyć dalej.
W tym czasie "zwyczajna mama" cieszy się dzieckiem, widzi pierwszy krok, pierwsze słowa,
widzi jak pokonuje bez problemu kolejne szczeble rozwoju.
Mama chorego dziecka musi nauczyć się żyć z myślą, że jej dziecko nie dorośnie, nie założy rodziny...i pozostaje otoczenie, niestety wciąż jeszcze mało tolerancyjne dla inności...
To ją boli....
W zasadzie obie są matkami-w tym nie różnią się wcale.
Natomiast rozumienie świata i wartości, którymi się kierują oraz praca z dzieckiem są diametralnie odmienne.
Walka o każdą zdobytą umiejętność dziecka, konsultację, lek, konieczny sprzęt czy fundusze na rehabilitację wyrabiają siłę woli, determinację, szacunek dla istnienia samego w sobie i chyba poznanie kolejnej tajemnicy tkwiącej w nas...

Ta walka wyrabia też tęsknotę za wolnością, gdzie nie trzeba się bać o jutro!
Natomiast "zwyczajna mama" wie, że jutro jej dziecko będzie dorosłe, samodzielne i zrozumiałe dla ogółu. W ich życiu jest jeden "drobiazg", z którego istnienia często nie zdają sobie sprawy-jak wielkie szczęście spotkało KAŻDĄ z nich:)


Mam dwie córki...zdrową Amelię i wyjątkową Haneczkę i doskonale pamiętam kiedy Amelka była mała. Jej pierwszy uśmiech, pierwsze słowa, moment w którym sama usiadła, zaczęła raczkować później chodzić....wszystko książkowo, w odpowiednim czasie. To było takie naturalne, oczywiste....A teraz z niecierpliwością czekamy na chociażby najmniejszy postęp w rozwoju Haneczki. Cieszymy się ogromnie z każdego uśmiechu, a każda nowa czynność, której nauczy się Haneczka jest dla nas cudem, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Dwie córki, tak różne...a obie tak bardzo kochane:)