Pan katar krążył po naszym domu od tygodnia. Trochę zaczepił tatę, trochę babcie. Na dłużej "przykolegował" się do Amelki i na samym końcu dopadł Hankę:-(
Mała dzielnie broniła się przed intruzem ale ten okazał się sprytniejszy. Zaczaił się po cichu i uderzył w nocy gdy śpiąca Hania najmniej się go spodziewała. Mały kinolek zawalony:-( jak my tego nie lubimy.
Szybko wyciągneliśmy z szafy nasz niezastąpiony ssak (nieużywany już od kilku miesięcy) i heja niedobry katarze! Precz z Hani noska!!!
Zobaczymy czy katar się wystraszy...mama dodatkowo poszczuła go sokiem z malin i cytrynką:-)
A po południu przyjechała ciocia Żaneta ze swoim sprzętem tnąco-strzygącym:-)
Hani bujne loki trafiły pod nożyce! Szkoda ich bo były już takie długie:-( ale niestety bardzo się plątały i mama miała co rano problem z ich rozczesaniem. A ile płaczu przy tym!
Mama z ciocią odziały Hanię w piękną pelerynkę i do dzieła!!!
Hanka podeszła do sprawy z pełnym profesjonalizmem:) siedziała grzecznie...do czasu:) bo ile można??:) po 10 minutach zaczęła się nudzić:)
Kilkanaście minut i mamy new image:-) policzyłyśmy, że Ciocia obcinała hankowe loki już siedem razy:-)
Czyli gdybyśmy nie obcinali wcale, to włoski sięgałyby już do pasa!!!
takie były długie |
artystyczny nieład:) |
jest pelerynka.... |
pierwsze cięcie:) |
a jak.....prostownica musi być:) |
krótko i wygodnie:) |