W nocy z czwartku na piątek u Hani pojawił się ogromny zielony katar. Mnóstwo wydzieliny zalegającej w nosie i gardle (wyczuła Cwaniara, że mama ma jakieś plany). Bezcenny okazał się ssak zakupiony zimą. Odsysaliśmy Hanie bardzo często, inhalowaliśmy a rano udaliśmy się do lekarza. Pan doktor obsłuchał Hanie...standardowo słychać było zalegania w oskrzelach. Antybiotyk.
Wizja mojego wyjazdu oddaliła się. Ale po podaniu leków, po inhalacji, po oklepaniu i odsysaniu Hania lepiej oddychała, wrócił humor:-)
Tata Arek stwierdził, ze mogę śmiało jechać a On poradzi sobie z dziewczynami:-)
Pojechałam:-) wypiłam soczek jabłkowy (nie było szeroko pojętego relaksu), posiedziałam dwie godzinki i wróciłam. Było nas 12. Dwóch facetów i dziesięć babek:-) Nic się nie zmieniliśmy. Wyglądamy jakbyśmy dopiero opuścili licealne ławki:-)
Gdy wróciłam do domu Amelka spytała po co byłam na tym zebraniu?:-) wytłumaczyłam, że było to spotkanie z kolegami i koleżankami ze szkoły, że spotkaliśmy się po wielu latach. Amelka brnęła dalej...ale po co się spotkaliście? Na to tata...żeby zobaczyć jak się zestarzeli:-) a Mili na to...mamuś ale ty się nie starzejesz, masz tyle samo zmarszczek co kiedyś:-) echhh...jak tu Jej nie kochać:-) najważniejsze, że zmarszczek nie przybywa:) trzeba dbać o te, które są:)
Tymczasem Hanula dochodzi do zdrowia. Jeszcze odkaszluje to co zalega w małych oskrzelach, ale całe szczęście udało się uniknąć duszności a co za tym idzie szpitala.
A dziś na naszym podwórku gościliśmy pokaźną gromadkę przedszkolaków. Wracali ze spacerku-wycieczki krajoznawczej i wpadli obejrzeć nasze koniczki:-) większą furorę zrobił domek ze zjeżdżalnią zbudowany przez Amelki tatę:-) no i oczywiście Ogi:) dzieciaczki dokarmiły koniczki, pobawiły się w domku i wróciły zadowolone do przedszkola:-)